Domowe narodziny Joszka

Drugi poród domowy: 08.10.2020
Termin z moich obliczeń na 05.10.
Skurcze przepowiadajace zaczęły się pojawiać ponad tydzień przed porodem. Jest to dla mnie nowość bo w pierwszej ciąży nie czułam prawie żadnych skurczy przepowiadająch. Trzy razy myślę, że zaczyna się poród, ale skurcze za każdym razem się wyciszają. Raz całą noc z piątku na sobotę, potem cały wtorek w ciągu dnia. We wtorek wieczorem przyjeżdża do mnie Karolina Kardasz żeby mnie zbadać. Okazuje się że mam rozwarcie na dwa palce, co mnie bardzo cieszy. Główka jest wysoko i szyjka ma 2 cm. Skurcze już przed jej przyjazdem ustały, Karolina jedzie do domu. Czekamy.
W środę, mimo spokojnie przespanej nocy czuje zmęczenie. Dzwonię do mamy, czy mogłaby tego dnia po pracy zaopiekować się Łucją. Po 12 Łucja jedzie do babci, a ja od razu zasypiam. Budzę się przed 16 i idę do salonu, po drodze czuje, że coś ze mnie płynie… tak, to wody! Biegnę do łazienki i krzyczę do Jędrka, że to dziś! Że rodzimy! Wchodzę pod prysznic a wcześniej dzwonię do Karoliny. Skurczy brak więc Karolina mówi, że mam odpocząć, odprężyć się i czekamy na skurcze. Jesteśmy w kontakcie. Do godziny 22 nic totalnie się nie dzieje. W tym czasie skacze na piłce, masuje sutki, przytulam się z Jędrkiem i cuduje żeby rozkręcić akcje (boję się scenariusza z pierwszego porodu, staram się jednak o tym nie myśleć i skupiam się na tu i teraz). Przed 22 przyjeżdża moja siostra, która ma nam towarzyszyć przy porodzie (studentka położnictwa trzeciego roku). Ja zrezygnowana siadam na kanapie i myślę sobie „pierdziele, nie robię”. Odpuszczam. Oglądamy w trójkę Top Model jednocześnie rozmawiając i śmiejąc się. Zaczynają pojawiać się jakieś delikatne, nieregularne skurcze. Czuje ekscytację. Oglądamy jeszcze trzy ostatnie odcinki beznadziejnego serialu, który chcemy w końcu skończyć i wyprzeć z pamięci
W tym czasie skurcze zaczynają być co 10/15 minut, ale wciąż są mało bolesne. Karolina dzwoni i mówi, że są z doulą Kasia Złowocka u innej rodzącej, która ma 7 cm i jak ona urodzi to od razu jadą do nas. Spoko, nawet mnie to nie stresuje bo mało się dzieje. O 2 robię domowy test crp. Po 2.30 przyjeżdżają Karolina z Kasią. Karolina mnie bada, mam 5 cm rozwarcia. Skurcze nadal słabe i rzadkie. Poleca mi schodzić po schodach z 10 piętra bocianimi krokami. Idę z siostrą i butelką wody łazić po klatce schodowej o 3 w nocy mam na sobie szlafrok, grube wełniane skarpety i kalosze. Dobrze, że nikt nas nie widział
Skurcze są co drugie piętro, już mocniejsze, ale wciąż czuje, że to jeszcze nie to. Wracamy do mieszkania, Karolina zarządza odpoczynek. Ona i Kasia wracają do domu się przespać, my też mamy się położyć. Jest po 4 rano. Gdy się kładę skurcze są regularne i powoli stają się silniejsze. Lekko drzemie między nimi. Przed 6 robią się na tyle dokuczliwe że proszę męża, żeby masował mi plecy na skurczu. Mam świadomość, że pewnie wygodniej by mi było w pozycji stojącej, ale jestem na tyle zmęczona, że wolę leżeć. Siostra o 6.30 sprawdza tętno synka, jest książkowe. Musi nas opuścić bo jedzie do pracy. Nagle po jej wyjściu zaczynają odchodzić mi wody takimi chlustami, że wybiegam z łóżka i lecę pod prysznic. Jędrek daje znać Karolinie. Siedzę pod prysznicem, a skurcze robią się coraz częstsze i coraz bolesniejsze. Dzwoni Karolina. Mówi, że będzie o 8, chyba że chce żeby była szybciej. Chce! Jest 7, proszę ją żeby była o 7.30 bo potrzebuje jej wsparcia. Siedzę w wannie bo ciężko mi stać, Jędrek oddycha ze mną. Nalewa wodę do basenu. Ja zaczynam myśleć, że nie dam rady. Nie pozwalam sobie jednak na te myśli i skupiam się na oddechu, buczeniu bo to mi bardzo pomaga, wizualizachach i afirmacjach. Przenoszę się do basenu. W wodzie jest mi cudownie. Przyjeżdża Karolina. Wchodzi i mówi, że teraz to ona widzi, że rodzę bada mnie, jest bardzo delikatna. Jest 6/7cm, główka wysoko. Pisze smsa do Kasi, że nie musi się tak spieszyć bo to jeszcze trochę potrwa (ja oczywiście dowiaduje się o tym po porodzie ). Trzyma mnie za rękę, oddycha i buczy ze mną, polewa mi brzuch wodą. Pyta się czy to co robi mi pomaga. O tak! Bardzo! Czuje się bezpieczna. Jest pewnie chwilę przed 8. Proponuje mi zmianę pozycji, żeby pomóc Joszkowi wstawić się w kanał rodny. Zmieniam pozycję choć nie bez trudu. Jestem z przodu oparta o basen, na kolanach. Karolina uciska mi dół pleców, mam dwa, może trzy skurcze i nagle główka schodzi w dół (dokładnie to czuje). Jest 10 cm i czuje parcie. Jestem strasznie zaskoczona, że to już?! Naprawdę zaraz będzie koniec? Jak w ciągu kilku minut zrobiło się pełne rozwracie? Wiem, że na finał muszę wyjść z basenu, w tamtym momencie jestem zawiedziona i trochę przerażona bo jest mi tak dobrze w wodzie i ciężko mi sobie wyobrazić, że w ogóle dam radę wyjść, ale wiem że muszę, dla dobra synka. Po kilku skurczach partych, wychodzę. Opieram się o kanapę. Przede mną jest mąż. Lekko popieram na wydechu. Karolina znowu proponuje zmianę pozycji na kuczną, bo pomoże ona prawidłowo ustawić się dziecku. Z trudem przyjmuje te pozycję i słucham ciała i Karoliny. Jestem bardzo skupiona. Spontanicznie zaczynam się modlić na głos, dołącza do mnie Karolina, Kasia (która zdąrzyła na sam finał) i Jędrek. Po kolejnych kilku skurczach o 8.30 pojawia się on- Joachim Jakub Charbel nie płacze, tylko lekko kwili co jakiś czas. Jest bardzo spokojny, dostaje go na brzuch, a on od razu wspina się po mnie do piersi, jest duży i silny (3960 i 60 cm.). Wszyscy są zaskoczeni bo jestem drobna a Łucja była prawie kilogram lżejsza i 9 cm krótsza. Po około 45 minutach rodze łożysko. Krocze trochę popękało, ale Karolina mnie pięknie i delikatnie zszyła. Tulimy się przez dwie godziny, Joszko od razu ssie pierś, ja mam mleko (po porodzie Łucji mleko pojawiło się dopiero w 3 dobie, po powrocie ze szpitala). Jest cudownie. Dostaje ulubione śniadanie i herbatę. Odpoczywam i płacze ze szczęścia, że udało się spełnić marzenie o pięknym porodzie w domu, że moje ciało wie jak urodzić, że wcale nie potrzebuje sztucznej oksytocyny. Mamy piękny start, jestem wdzięczna Bogu za to doświadczenie. Każdej kobiecie życzę takiego wsparcia i takiego porodu. Cały czas czułam się bezpieczna i zaopiekowana
Ten poród był idealny, piękny, wymarzony.
Chwała Panu!
Część fot. Ilona Jurkiewicz-Biełuszko (polecam z serca)
– Marta