Poród z Aniołem

27.10.2018

Wody odeszły mi o 07:00 ale nie mam skurczów. I co teraz? Sama w domu bo mąż na dyżurze w szpitalu. O tej godzinie ma odprawę z szefem więc nie mogę mu przeszkadzać. Ale przecież Karola dała nam listę objawów kiedy trzeba jechać do szpitala. Natychmiast zaglądam do notatek i uspokajam się bo mam 2 godz. W przciągu których powinnam się zjawić w spitalu. W tym momencie jeszcze raz się upewniam że Szkoła Rodzenia Majka to najlepszy wybór jaki mogłam dokonać aby się przygotować do porodu. Jestem szczęśliwa. 

Mam czas. Trzeba się dopakować, wziąć prysznic i zjeść śniadanie. Acha no i zadzwonić do męża żeby po mnie przyjechał. -Mężu nie panikuj, Kubuś daje nam czas,żeby się przygotować do cudu jego narodzin- Jedziemy do szpitala. Pozytywne nastawienie to podstawa. Podekscytowani dzwonimy do naszego Anioła żeby podzielić się naszym szczęściem, że to już!! Okazuje się że ma dyżur. Jesteśmy w siódmym niebie. 

Karola zyskała nasze zaufanie w szkole rodzenia kiedy z ogromną pasją opowiadała o swoim zawodzie położnej i o miłości do swoich kobiet. Jest cudowną i ambitną osobą, która walczy o nas, o godność rodzenia i o szacunek do kobiety podczas porodu. Prosimy o więcej takich położnych…

Widzę Karolę na porodówce i już jestem spokojna. Oczywiście emocje sięgają zenitu, ale z naszym Aniołem wszystko będzie dobrze. Jem kanapkę i omawiamy nasze preferencje porodu i Karola informuje nas o następnych krokach. Nie ma akcji porodowej więc mam podaną oksytocynę. Zaczyna się ale jestem spokojna bo ufam Karoli. Karola proponuje żebym usiadła na piłce, potem żebym poszła pod prysznic i daje mi swobodę ruchu. Karola wychodzi dając mi chwile sam na sam z mężem (bo zależało nam na prywatności). Często informuje nas o tym co robi i co będzie się działo. Proponuje leki przeciwbólowe (zgodnie z naszymi preferenacjmi porodu) ale dając nam przy tym szanse wyboru i podjęcia decyzji. Atmosfera jest przyjazna, na sali panuje cisza i spokój, mąż trzyma mnie za rękę a Karola masuje mi kark. 

Czuję że zbliża się koniec. Karola daje mi instrukcje oddychania i „dmucham świeczki”. Komunikacja jest łatwa bo język znamy ze szkoły rodzenia. Jest cud!! Karola kładzie Kubusia na mojej piersi. Jesteśmy szczęśliwi… Jesteśmy rodzicami…

Dziś łapię się na tym że choć ból był okropny to nie opowiadam o nim. Tylko o magii porodu i cudzie natury który mogliśmy przeżyć z Karolą. A muszę przyznać że porodu się bardzo bałam (Kubuś jest naszym pierwszym dzieckiem). Ale dzięki szkole rodzenia dużo się nauczyliśmy. Przez to że wiedzieliśmy co nas czeka mogliśmy się do tego przygotować, omówić nasze wątpliwości, uzyskać odpowiedzi na różne pytania a co ciekawe jeszcze lepiej się poznać nawzajem z mężem. Bardzo miło wspominamy ten czas i ludzi których tam poznaliśmy.